piątek, 29 listopada 2013

Na wybrzeżu

Poczucie kulinarnej fiesty wokół nas potęgowało się jeszcze bardziej, za każdym razem gdy byliśmy na wybrzeżu. Barrakuda, czerwony snapper (po polsku uroczo zwany lucjanem czerwonym), tuńczyk, marlin, makrela, mahi-mahi (???:) krewetki królewskie, małże, kałamarnice, kalmary – to tylko niektóre z opcji do wyboru, jakie mieliśmy, jedząc lunch czy kolację w nadmorskich miejscowościach. Na szczęście udało nam się spróbować większość delikwentów z tej listy:)
Ryby i owoce morza były zawsze mistrzowsko przyrządzone na grillu i świetnie przyprawione. Wątpię, czy kiedykolwiek uda mi się wspiąć na ten poziom, szczególnie wspominając moje ostatnie eksperymenty z przyrządzaniem ryb, w efekcie których otrzymałam parokrotnie coś wysuszonego i gumowatego...
W przypadku owoców morza skupiłam się więc przede wszystkim na cieszeniu się jedzeniem, dając za wygraną jeśli chodzi o analizowanie składników marynaty i technik przygotowania. Sporo uwagi poświęciłam natomiast dodatkom, które praktycznie za każdym razem i w każdym miejscu, mogły konkurować z rybą w kategorii „mistrzostwo smaku”. Zazwyczaj składały się one z prostych składników i jednej-dwóch przypraw nadających wszystkiemu ton. Nie pozostając jednak gołosłowną, poniżej kilka pomysłów, czym można udoskonalić nawet gumowatą rybę z piekarnika (do tej pory rolę „odwracacza uwagi” od ryby pełniło u mnie bezbłędne guacamole).

→ Podgotowana, a następnie podsmażona na maśle fasolka szparagowa, kiełki, marchew, szpinak, doprawione czosnkiem i trawą cytrynową (lub tylko czosnkiem).
→ Sam szpinak przesmażony z trawą cytrynową (i ewentualnie chilli).
→ Fasolka szparagowa, kiełki, marchew lekko podgotowane, podane na zimno, przyprawione chilli, sokiem z limonki i wiórkami kokosowymi.
→ Sałatka z drobno pokrojonej surowej marchwi, ananasa, świeżego ogórka, przełamane ostrym chilli i ewentualnie skropione sokiem z limonki.
→ Dobrym pomysłem, dla lubiących jeść palcami jest podanie ryby (a najlepiej owoców morza, które lepiej sprawdzają się jako tzw. finger food) z dodatkami, które można sobie samodzielnie dobierać: kapustą, lub chrupiąca odmianą sałaty, ogórkiem, liśćmi melisy lub bazylii, pomidorową pastą chilli (czyli popularnym w Indonezji sambal), czy grillowanym bakłażanem, który podobnie jak świeże warzywa, łagodzi ostry smak chilli. Do tego bardzo dobrze komponuje się sticky rice, czyli kleista odmiana ryżu (idealny do podjadania ręką), również dla zneutralizowania smaku.

Może i ryba wyglądała przerażająco, ale smakowała wybornie;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz